Full roboty na głowie, terminy, śminy, zobowiązania, a ja sobie wymyślam jakiegoś bloga... Człek sterany i dzieciaty musi mieć jednak kącik, w którym mógłby się wypłakać, lub choćby z lekka wyflaczyć; nawet jeśli nie częściej niż raz w tygodniu, prawda? Wprawdzie ani płakać tu nie zamierzam, ani uprawiać ekstremalnych sportów rodem z epoki wikingów (ile razy dasz radę okrążyć słup z przytwierdzonym do niego końcem jelita), ale coś w rodzaju wentyla, którym uchodziłoby ze mnie trochę pary; lub inaczej - okno, przez które mógłbym co jakiś czas wpuścić do mózgownicy odrobinę świeżego powietrza... tak, to już coś.
Czym więc ma być ten blog i o czym traktować? Głównie o mojej przewodniej pasji, jaką jest fantastyka; w tym przypadku z naciskiem na RPG. Literaturę fantastyczną sam troszkę uprawiam, tutaj więc chciałbym nieco od tego odpocząć i potraktować fantastykę z bata - po pierwsze jako fan, a nie twórca, po drugie zaś skupiając się na jej "growych" aspektach, zwłaszcza rolplejowych.
Teraz przydałoby się wyjaśnić, dlaczego akurat tak, a nie inaczej. Otóż po jakichś pięciu czy siedmiu latach (nie umiem się tego za cholerę doliczyć) w końcu - w ostatnią niedzielę - znów usiadłem za stołem, mając przed sobą kartę postaci i garść kostek, w głowie kupę pomysłów i osobliwie euforyczne doznania w okolicach podbrzusza. Było zajebiście! (Ukłony i podziękowania dla Ojca Kanonika, bez którego mój powrót do grania - przynajmniej na razie - pewnie nie byłby możliwy). Szkoda tylko, że Smartfox musiał się wcześniej zwijać, bo ominęły Go iście epickie wydarzenia.
Moja przygoda z RPG zaczęła się wiosną 1994 roku, od pamiętnego 7 numeru MiM-a z mini systemem AS-a. Wcześniej było dużo planszówek, paragrafówki (Wehikuły czasu, Dreszcz i Wojownik autostrady), i jakieś własne, wymyślane gry przeróżnego sortu, oraz jeden, traktujący o erpegach, artykuł w Top Secret, który rozpalił wyobraźnię dzieciaka hodowanego od paru lat na prozie R.E. Howarda. Ale bezpośredni kontakt z rolplejami, to był prawdziwy przełom; taki z gatunku iście, k...., rewolucyjnych. Zaczęło się więc od rysowania z kolegami (których szybko wciągnąłem w nowe hobby) coraz to nowych dungeonów i mapek na kartkach w kratkę.
Dalej potoczyło się to dość typowo dla mojego pokolenia: Kryształy Czasu, po paru miesiącach grania ukazał się polskojęzyczny Warhammer, następnie CP2020, na W:tM załapałem się jeszcze w oryginale, później doszła reszta WoD-a, już po polsku, a także wiele innych systemów, często na jeden strzał.
Między 1999 a (chyba) 2003 grywałem u wspomnianego już Ojca Kanonika, który przypomniał mi jak fajne mogą być sesje w bardziej tradycyjnych klimatach fantasy. Ponieważ jednak - jak przystało na rasowego barbarzyńcę - zrobiłem sobie potomstwo, na granie mogłem przeznaczać coraz mniej czasu. Zaczęło się to rozłazić, aż rozlazło się zupełnie, kiedy to resztki wolnego czasu postanowiłem zainwestować w bardziej wzmożone próby pisarskie, które owocowały kolejnymi publikacjami.
I teraz, po kilku latach, w końcu zagrałem ponownie, mimo że niedawno dorobiłem się następnego, tym razem męskiego potomka.
Ależ, k...., przynudziłem! Obiecuję, że to był ostatni raz; tytułem wstępu, itepe... Co jakiś czas pewnie wrzucę na bloga coś od siebie, już bardziej do rzeczy. A poza tym zamierzam w przyszłości miejsce to potraktować jako swego rodzaju notatnik, bo powrót do grania to za mało; noszę się również z zamiarem powrotu do prowadzenia.
I tym akcentem pozwolę sobie zakończyć niniejszego, inicjującego posta. Za ewentualne kwiatki w tekście przepraszam, ale synek wisi mi na głowie.
Jeśli ktokolwiek to przeczyta, to z góry pozdrawiam. I do następnego :)
Hej!
OdpowiedzUsuńBędziesz jakoś regularnie pisał bloga? Mogę go dołączyć do spisu?
Oczywiście.
OdpowiedzUsuńWprawdzie z czasem wolnym jest u mnie krucho, ale mam nadzieję pisać w miarę regularnie.
O kurcze, witam serdecznie :). Fajnie będzie poczytać.
OdpowiedzUsuńJa też witam i trzymam kciuki za chęci do pisania. :)
OdpowiedzUsuńChęci są, tylko czasu mało. Ale śjakoś na to poradzim... ;)
OdpowiedzUsuń