czwartek, 7 lipca 2011

Społeczności ludzkie na Mehrgarh

Po wiekach od upadku starożytnej cywilizacji ludzkość zaczyna się pomału podnosić, są to jednak próby jeszcze dość niezborne i wysoce nieskoordynowane. Kto wie, być może człowiek na planecie Mehrgarh już nigdy nie odzyska pozycji gatunku dominującego? Społeczeństwa i ludzkie skupiska są w dużym stopniu odizolowane od siebie, nierzadko wewnętrznie skłócone, rozbite, bądź nadmiernie zróżnicowane pod względem stylu życia i poziomu bytowania; zarówno czysto materialnego, technologicznego, jak i kulturowego. Wspólne jest jedno – ludzie stali się do pewnego stopnia gatunkiem zagrożonym, strąconym w otchłań barbarzyństwa i cywilizacyjnego mroku. Niemniej ludzkie społeczności istnieją i – choć jest to proces mozolny, być może z góry skazany na porażkę – na swój ułomny sposób rozwijają się.


Przyjrzyjmy się przez moment przykładowemu miastu: Sukkut jest bez wątpienia jedną z największych (o ile nie największą w ogóle) i najbardziej okazałych metropolii na całym globie. Ufundowane na kościach innego miasta (z czasów sprzed wielkiego kataklizmu), może się poszczycić nie tylko ogromną – jak na obecne realia – liczbą mieszkańców, ale i wielką różnorodnością społeczną. Otoczone wysokim murem z białego kamienia, dosłownie oblężone przez napierającą zewsząd dziką i nieokiełznaną dżunglę, stanowi dom dla wielu spokojnych obywateli, ale i wszelkiej maści awanturników, traktujących Sukkut jak zasobną w najróżniejsze dobra i usługi bazę wypadową dla swych eskapad, prowadzących w niezbadaną dzicz lub wiodących w rozległe podziemia, w pradawnych czasach stanowiące część starożytnej metropolii, dzisiaj zaś będące schronieniem dla przestępców, dziwacznych istot, szalonych eremitów i groźnych potworów, a także kopalnią niewyobrażalnych skarbów prastarej cywilizacji.

Najzwyklejszy mieszkaniec Sukkut często utrzymuje się z drobnego rzemiosła, bądź rekrutuje się do wciąż postępujących prac budowlanych (w zamierzeniu władz metropolii, mających doprowadzić miasto do nowej świetności). Co odważniejsi zatrudniają się przy wyrębie okalającej miasto dżungli, a nawet dołączają do nielicznych, organizowanych z wielką pompą karawan kupieckich (handel między miastami, lub między miastem a okolicznymi warowniami, grodami i wioskami jest szalenie rzadki, z uwagi na niebezpieczeństwa czyhające na kupców poza murami oraz problemy związane z wysoką umownością, ogólnością i niedokładnością istniejących map, a także niemal całkowity brak regularnej wymiany informacji pomiędzy rozsianymi w dziczy ludzkimi społecznościami).

Sukkut ma także swoją arystokrację. Z pozoru egzystuje ona na o wiele wyższym od przeciętnego stopniu rozwoju – zamieszkuje stojące pośród niezwykłych ogrodów pałace, otacza się luksusem, ma dostęp do wielu artefaktów starożytnej kultury i technologii; od czasu do czasu przedstawiciele panującej klasy przelatują nad metropolią na swych skuterach i ślizgaczach, budząc podziw i zabobonny lęk w przybyłych do miasta barbarzyńcach, w sercach rdzennych obywateli budząc natomiast pomieszany z zawiścią respekt. Ciężkozbrojni Katafrakci – miejscowe rycerstwo, służące arystokracji na zasadach dworskiej gwardii i stanowiące zarazem trzon miejskich sił zaczepno-obronnych – na ulicach pokazują się nie inaczej, niż dosiadając swych pokrytych łuską wierzchowców; wysokich na dwa metry gadów o niezwykle długich cielskach, paszczach ociekających śmiertelnym jadem i mocarnych ogonach zakończonych podobnym do maczugi zrogowaceniem. Obywatele obawiają się tych wojowników, odzianych w polakierowane, szkarłatne, zmechanizowane zbroje; lękają się spoglądać w ich zasłonięte przyłbicami twarze, lecz ów przepełniony osobliwym szacunkiem lęk jest niczym wobec prawdziwego przerażenia, jakie budzą w nich członkowie Tajnej Straży. O ile bowiem Katafrakci stanowią tarczę i miecz władców Sukkut, o tyle Tajna Straż jest sztyletem, garotą i trucizną w ich białych, delikatnych dłoniach.

Surowe komnaty w podziemiach pałaców zamieszkują – na łasce utrzymującej ich arystokracji – Technomanci; zakochani w artefaktach starożytnej technologii archeolodzy i zarazem wynalazcy, przekuwający tajemnice niemal zapomnianej wiedzy w realnie działające urządzenia. Lecz zarówno oni, jak i ich wysoko urodzeni panowie, a nawet nieliczni mędrcy i badacze historii, mają zaledwie blade pojęcie o dziedzictwie Starożytnych i o cudach odległych krain, które zaczynają się tuż za murami Sukkut i rozciągają się hen, aż po tonący w mroku horyzont i jeszcze dalej.

Pod tym względem nie są oni wcale mądrzejsi od półdzikich ludzi zamieszkujących dzicz. Cywilizowany człowiek – szumnie powiedziane, ale tak lubią o sobie mówić mieszkańcy niewielu rozrzuconych na powierzchni planety Mehrgarh miast – spogląda zza swych murów na dżunglę z niewypowiedzianym lękiem (i ma ku temu podstawy). W dusznym mroku owych rozległych, wilgotnych lasów żyją jednak ludzie, którzy nauczyli się wykrajać z dziczy swe małe ojczyzny, w których z lepszym lub gorszym szczęściem dożywają swych dni. Zamykają się w okolonych palisadami grodach, a ich najdzielniejsi myśliwi ujeżdżają dwunogie, podobne do bezskrzydłych ptaków, drapieżne gady, dzięki którym przemierzają niebezpieczne okolice z zadziwiającą prędkością i stanowią groźną niespodziankę dla nazbyt aroganckich kupców i awanturników, którym zdarzy się zawitać w te rejony, aby badać ukryte w gąszczu gigantycznej roślinności ruiny starożytnych miast i świątyń.


Ludzie dżungli dzień po dniu walczą z dziką przyrodą o przetrwanie, korzystając z okupionych krwią dobrodziejstw na równi z innymi jej mieszkańcami, a są wśród nich najprzeróżniejsze wielkie gady, ogromnych rozmiarów insekty, kryjące się w jaskiniach małpoludy (będące jakąś prastarą, zdegenerowaną odnogą gatunku ludzkiego), jak również tajemnicze ludy i plemiona wszelkiej maści, nie mające z ludźmi wiele, lub zgoła nic wspólnego. Osobną kwestię stanowią Kruthii – dzicy i okrutni ludzie o prymitywnych, grubo ciosanych obliczach, mający swe leża na bagnach i w lasach gigantycznych grzybów. Mówi się, że są oni efektem krzyżowania się samców małpoludów z porwanymi przez nie, ludzkimi kobietami. Któż jednak miałby dociec prawdy?



Górskie rejony, w których dżungla ustępuje nagim, wulkanicznym skałom, w duszących oparach, unoszących się ze skalnych szczelin, pod zasnutym ciemnymi chmurami niebem żyją barbarzyńcy o jasnej skórze i stalowych mięśniach; mistrzowie wspinaczki i zawołani wojownicy, nieustannie toczący brutalne, międzyplemienne boje. Słyną oni z ujeżdżania górskich tygrysów (co ściśle wiążę się z rytuałami inicjacji), a zamieszkują otwarte osady w trudno dostępnych, górskich rejonach, bądź surowe kamienne twierdze, pozostawione tu przez ich bardziej zaawansowanych technologicznie przodków. Kultura tych nieustraszonych wojowników jest mocno związana z polowaniem na skrzydlate bestie, które na omiatanych zimnym wiatrem szczytach wiją swe gniazda.

Powyższe przykłady to jedynie wycinek; drobny fragment ludzkiej społeczności na Mehrgarh, choć bez wątpienia jest on dla tej starej planety dość reprezentatywny, by go tutaj przedstawić jako charakterystyczny przykład. Pozdrawiam.



C.D.N.


2 komentarze:

  1. Hm, patrząc na to co piszesz o mieście Sukkut - teza że 'ludzkie społeczności istnieją i – choć jest to proces mozolny, być może z góry skazany na porażkę – na swój ->ułomny<- sposób rozwijają się.' - jest, moim zdaniem, trochę dziwna ;).

    Dużo jest tego typu miejsc na Mehrgarh?

    Peace,
    Skryba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie niewiele. Zakładam, że Sukkut jest największe i najbardziej zaawansowane.
    Ale nawet to miasto jest dotknięte problemem dekadencji najwyższych warstw (choć arystokracji jest tak naprawdę niewiele), a rozwój dotyczy głównie budowania pomników i upiększania otoczenia dzielnicy pałaców; reszta miasta przypomina zaś, powiedzmy, Arenjun w Zamorze (Conan).
    Natomiast wynalazki Technomantów są po pierwsze nieliczne, po drugie zazwyczaj dość dziwne i najczęściej służą rozrywce bogatych lub celom wojskowym. Jednym z niewielu takich technicznych gadżetów, jakie weszły w Sukkut do w miarę powszechnego użycia, są tzw. igłowce, czyli sprężynowe pistolety wystrzeliwujące podobne do igieł pociski (miejska, lekka broń boczna - pomysł ukradłem z "Księgi Długiego Słońca" Wolfe'a).

    No i trzeba pamiętać, że ludzkie osiedla są mocno odizolowane (points of light); kuleje ogólna wiedza, medycyna, i co nie mniej istotne - jakiekolwiek poczucie historycznej tożsamości w zasadzie nie istnieje.

    Pozdro :)

    OdpowiedzUsuń